MOSCOW CITY, RUSSIA

piątek, 13 września 2013

I never needed you for pointing out my wrongs

jak co dzień wyprawiam do przedszkola zrzędzącego Wiewióra i jego równie 'rozentuzjazmowanego' Tatusia, tyle że do pracy.
spokojnie robię sobie kawę, spokojnie zasiadam do komputera i równie spokojnie sprawdzam w kapowniku listę spraw do załatwienia. i cóż my tam mamy? zakupy - jak zwykle lodówka prawie pusta, chociaż wczoraj, przedwczoraj i w każdy inny dzień wstecz, chodziłam do sklepów i wracałam objuczona, jak wielbłąd. hmmm. wychodzi na to, że nic innego nie robimy, tylko konsumujemy. brrr! dobra, jedziemy dalej: odebrać wyniki od lekarza. ok. następne: zapłacić zdrowotne do ZUS'u - PILNE!! ok. i tu ciśnienie mi niezdrowo wzrasta i dobry humor idzie się ____________(uzupełnić wg. własnego uznania).
sprawa pozornie błaha - nie od wczoraj przelewam tym, lub innym krwiopijcom kasę. do tej pory nigdy nie było żadnych problemów, niezależnie od tego, gdzie w sensie terytorialnym przyszło mi korzystać z bankowości internetowej ING.
w tym momencie zaczynają się schody, bo aby dokonać przelewu muszę dostać sms'em kod potwierdzający. na mój polski numer komórki. cisza. 'no dobra' myślę, spróbuję później. niestety za każdym razem jest to samo, czyli nie dzieje się nic. należę do pokolenia, które czekać nie umie/nie lubi, więc zdenerwowana dzwonię na infolinię banku. szybko mi idzie, Panie są kompetentne i udają, że wcale nie słyszą oznak mojej narastającej irytacji. okazuje się, że ze strony ING wszystko gra, nawala operator komórkowy, czyli Orange.
porządnie już nabuzowana próbuję dodzwonić się na ich infolinię. nie dam rady wybrać tonowo połączenia z konsultantem, ale w pierwszej chwili wydaje mi się, że sama coś robię źle. po 10'tej próbie (z różnych telefonów) jestem już nie tylko wku...wiona, ale też sfrustrowana z bezsilności. Misha najpierw się ze mnie śmieje, ale okazuje się, że on też nie może sforsować rzeczonej infolinii. w akcie desperacji dzwonię do brata w Polsce i proszę o interwencję.
Jerzemu udaje się jakoś przedrzeć do konsultanta, ale na tym cuda się kończą. najpierw każą mi ponownie włączyć komórkę. ok. potem wyjąć kartę SIM na minutę. później mam włożyć ją do innego aparatu. kolejna propozycja obejmuje zmianę przeglądarki internetowej (próba zwalenia na bank). a może karta jest zepsuta? na koniec Pan przyznaje, że 'widzi' mój numer w Moskwie, ale nie mogą (?!?!?!) go włączyć. AAAAAAAAAAAAAA!!!!
nigdy nie miałam długów i dużo rozmawiałam. a tak oto, z dnia na dzień, po 10 latach mojej lojalności, POP wycina mi taki numer. tak sieć Orange interpretuje powiedzeni 'Klient nasz pan'. brawo. czapki z głów.

Brak komentarzy: