MOSCOW CITY, RUSSIA

środa, 29 sierpnia 2012

Life is life

wprost uwielbiam takie dni.
budzę się o godzinę później, niż zwykle i ten poślizg opuszcza mnie gdzieś tak koło ... 22'giej. śniadanie połykam i dławiąc się kawą wykonuję jakąś 1/10 swoich codziennych ćwiczeń. ale nie ma co narzekać: za resztę można śmiało uznać gimnastykę w postaci mycia okien. ja to nawet to mycie bym zniosła, tylko te parapety (zewnętrzne)!!! ja nie wiem (i chyba nie chcę wiedzieć), czym się żywią te nasze legendarne krakowskie gołębie, ale zmyć ich kupska nie sposób. za każdym razem obrzucam pierzaste tatałajstwo inwektywami godnymi lepszej sprawy i mam niezbyt humanitarne wizje ich wykańczania.
oczywiście pod nogami cały czas pęta mi się żądny nowych wrażeń Wiewiór. a to prawie wsadza łapy do wiadra z wrzątkiem, to znów pędzi z mopem przez całe mieszkanie pomagać. do tego buzia mu się nie zamyka i po 10 minutach od pobudki mam ochotę założyć mu knebel.
i zawsze, no zawsze, kiedy zabieram się za jakąś dłuższą robotę i mam np. ręce w mielonym, słyszę zadowolony wrzask Wrednego: 'Mama, duza kupka jest!'...
żyć nie umierać.

Brak komentarzy: