MOSCOW CITY, RUSSIA

wtorek, 11 września 2012

The world needs wannabes, so...

ostatni przestój blogowo - życiowy spowodowany jest moim koszmarnym i wołającym o pomstę do nieba przeziębieniem. skąd się to cholerstwo wzięło nie wiem, ale też nie bardzo wnikam. powód jest banalnie prosty: moje szare komórki odmawiają współpracy. a miało być tak pięknie...
jakby mało było tego, że jestem pociągająca jak wszyscy diabli, to jeszcze w nocy obudziłam się z bólu zęba. nie ma to jak idące _________ (tu pojawia się ciąg niezbyt nadających się do publikacji epitetów)ósemki. mój dentysta nie chce rwać, a ja z ochotą bym się ich pozbyła, tyle, że boję się, że mi się zgryz rozjedzie i będę wyglądać jak Karolak. brrrrr!!!
ciąg dalszy historii przypomina nieco horror. tani, ale jednak. w okolicach 18'tej doszłam do wniosku, że jeśli natychmiast nie wyjdę z domu z Wiewiórem, to ktoś kogoś niechybnie zagryzie. odziałam się i popełzłyśmy na najbliższy plac zabaw. zapięłam Wrednego łańcuszkiem na huśtawce, huśśśśśśś i ... omal nie zostałam kaleką. nie wiem, jak to się stało, że nie wyjęłam palca z kółka do zapinania. oszczędzę sobie i innym opisu mojej ręki. sił starczyło mi tylko na to, żeby zatrzymać krwawienie i odczołgać się od feralnej huśtawki. omal tam nie zemdlałam, ale wzięłam się w końcu w garść, bo kto by się Wiewiórem zajął? pełno ludzi, a nikt nawet mnie nie zapytał, czy wszystko ok. może jakby mi łeb urwało, to ktoś by zareagował.
niezbyt miła konkluzja. znieczulica totalna, czy co?!?!?

Brak komentarzy: