MOSCOW CITY, RUSSIA

czwartek, 27 września 2012

Need to curse to talk about you Need you less than I felt I would

znów w Moskwie. jesteśmy tu już 5 dni, a ja nadal dochodzę do siebie i staram się zapanować nad rzeczywistością. tym razem nie nastawiałam się już na jakieś pogodowe cuda i dlatego niespecjalnie się zdziwiłam, że przywitał nas deszcz i niska temperatura. nigdy nie udawałam - nawet przed samą sobą, że jestem perfekcyjną panią domu. gotuję, bo muszę. rodzina twierdzi, że bardzo dobrze mi to wychodzi, ale kto tam wie - jest szansa, że po prostu chcą być mili i nie mają innego wyjścia. talerze, garnki i inne kubki czasem leżą w zlewie cały dzień. leżałyby może i dłużej, ale aż tak leniwa nie jestem: perspektywa, że zaczną żyć własnym życiem mnie przeraża. karaluchy jako domowe zwierzątka jakoś do mnie nie przemawiają. nie prasuję. jestem zwolenniczką teorii, że porządne rozwieszenie prania to 95 % sukcesu. stałym rytuałem jest natomiast poranne mycie podłóg: Misha odkurza, ja tańczę z mopem. zazwyczaj bez większego entuzjazmu, ale nie ma, że boli. syf z ulicy musi zostać poskromiony.
im zimniej na polu i im ciemniej za oknem, tym większa ochota nie wystawiać nosa spod kołdry. jeszcze minutę, jeszcze minutę, jeszcze ... taaaa, jasne. nie po to ma się Wiewióra, żeby się walać w łóżku do ... 8'ej.

Brak komentarzy: