MOSCOW CITY, RUSSIA

wtorek, 17 kwietnia 2012

The dog days are over The dog days are done

jak mówi rosyjskie przysłowie 'będzie i na naszej ulicy święto': słupki rtęci podniosły się do niewiarygodnego wręcz pułapu około 20 stopni!!! NA PLUSIE!!! mało tego, synoptycy przewidują w tym tygodniu - uwaga uwaga - upały!!!
tak tak. Rosja to kraj cudów.
i w końcu przyznano mi pobyt czasowy. mała rzecz, a cieszy. nie byłabym jednak sobą, gdybym nie widziała jednego 'ale'. owszem, fajnie, że wreszcie to ja zdecyduję czy i kiedy, oraz na ile będę wracać do Polandu. i to jest ok. sęk w tym, że ja ... najzwyczajniej na świecie nie przepadam za Moskwą. i o ile życie na walizkach od jakiegoś czasu jest koszmarem, o tyle Dom 2 nie jest moim miejscem na ziemi. czyżby los zdecydował za mnie?
pal licho ja, jakoś tę Rashę zniosę. mówi się trudno (+ klnie się na czym świat stoi i czasem łapie depresję), ale żyje się dalej. gorzej z Wiewiórem.
moje wszystkożerne dziecię ma w Moskwie szlaban na ... stop. łatwiej wymienić na co nie ma. a więc na gotowane i zapiekane. wara od świeżego i czerwonego. w PL'u nawet mi się nie śni po lekarzach chodzić, a tu nieomal codziennie latamy do dermatologa, bo Wredny niebezpiecznie szybko zaczął się upodabniać do biedronki. cały w kropki, z tą różnicą, że jego są czerwone. pociesza mnie fakt, że to nie jakaś zaraza, ale alergia pokarmowa...
ech... takie tu mamy warunki ekologiczne, że jak nic, już niedługo Wiewiór zacznie świecić. a my wraz z nim.

1 komentarz:

valerie pisze...

Macie cieplej niż u nas, zazdroszczę :)