MOSCOW CITY, RUSSIA

wtorek, 13 marca 2012

Life is a moment in space

przedwczoraj minęły cztery miesiące w KRK. jak?!!! kiedy?!!!??!!!
moi rosyjscy znajomi śmieją się, że przezimowałyśmy zimę w lżejszym klimacie, to teraz czas wracać na łono Domu 2. wystawianie wiz w toku, bilety kupione, czas spisywać listę rzeczy do zabrania. i tu właśnie leży pies pogrzebany.
już od jakiegoś czasu odkładałam sobie to i owo na jedno miejsce pod biurkiem. ostatnio z niemałym przerażeniem odkryłam, że ... blat lekko się już unosi. wszystko potrzebne, a ja dopiero się rozkręcam. Misha tym razem nie za bardzo mi ułatwił życie, bo tzw. tanie zakupy w PL tak mu się udały, że w walizce zostało mi marne 5 kilo do dołożenia. to przecież tylko dwa worki ubranek wiewiórczych na lato stulecia. a co z późną zimą, wczesną wiosną, wiosną właściwą i latem umiarkowanym?!!??!! i gdzie do cholery zmieszczę się ja?!?! chyba jednak wolę pakowanie na zimowe wyjazdy. przynajmniej ze mną jest prościej: ciepły płaszcz i dwa swetry noszone potem na zmianę wersji a'la bezdomny. bo moda modą, ale przy zimowych temperaturach kontynentalnych w cztery litery ciepło musi być. ja sobie na luksus chorowania pozwolić nie mogę: wyleżę/poleżę to ja sobie chyba dopiero w trumnie.

Brak komentarzy: