MOSCOW CITY, RUSSIA

sobota, 18 lutego 2012

What doesn't kill you makes a fighter

dziś po raz pierwszy po chorobie wypełzłam na 'suchy przestwór oceanu', czy jak kto woli, wyszłam na spacer. nie, żebym jakoś się do tego paliła, czy cóś, ale mus to mus. ząbkujący piątkami Wiewiór przebierał od rana nogami pod drzwiami i zaczynałam się już bać, że wydepcze dziurę w podłodze.
tak więc zapakowałam do torebki chleb dla kaczek, Wrednego pod pachę, własny tyłek w garść i ... chlap!!
kiedy dopadł mnie wirus, za oknem było jakieś minus 5 i było sucho. dziś po tym przyjemnym obrazku nie zostało nawet wspomnienia: wszędzie wody i błota po kostki. gdzie suchy ląd ja się pytam?!!?!! czy ja coś ważnego przegapiłam? jakiś potop, albo inną plagę egipską?
czyżby wiosna na horyzoncie? bo jeśli tak, to jestem na TAK :)

1 komentarz:

valerie pisze...

Ja już nawet czułam dzisiaj wiosenne powietrze :) Albo tak bardzo pragnę wiosny, że wydawało mi się, że czułam ;)