MOSCOW CITY, RUSSIA

czwartek, 23 lutego 2012

Each one is unique, no two are the same

zawsze podejrzewałam, że kobiety noszą w swoich torbach wszystkiego dużo za dużo. zapewne jednak to całe tatałajstwo jest nam niezbędne do (prze)życia, bo dziś omal nie zabiła mnie moja własna - wypchana po brzegi - sporych rozmiarów torebka.
co Maria nosi - hahaha - taszczy - codziennie na swym grzbiecie? oprócz standardowych kluczy, portfela i chusteczek do nosa w mojej torebce są:
- ekologiczna torba na zakupy;
- parasol;
- 'mokre' chusteczki;
- zapasowy pampers + krem do pupska;
- dwie pary rękawiczek Wiewióra (w razie, gdyby przemoczył łapki);
- moje zapasowe rękawiczki (patrz: jak wyżej);
- ciepłe podkolanówki wiewiórcze (na eeee... przemoczone/zmarznięte nogi);
- Świnka (nie, nie choroba - ukochana pluszowa zabawka Aleksandry) lub inny źwirz;
do tego bajzlu dochodzą dodatki 'sezonowe', typu: dodatkowy sweterek, czapeczka grubsza/cieńsza, kreda, kubek/butelka z wodą, krem przeciwsłoneczny/przeciwwiatrowy itd. a raz nawet miałam ze sobą nocnik (składany, ale jednak).
jak teraz tak siedzę i patrzę na tą litanię, to mam jedną konkluzję: to już nie torba, to walizka.

3 komentarze:

Justine-abroad pisze...

Z dzieckiem trudniej przetrwać w dżungli, to i bagaż większy ;)

valerie pisze...

Ja to mam dopiero dziwaczne rzeczy w torbie :) Kadzidełka (nie mam pojęcia, dlaczego tam są, pewnie kiedyś kupiłam i jeszcze ich nie wyjęłam), rękawiczki jednorazowe, zszywacz (tylko po co?) no i przez jakiś miesiąc była tam bombka, ale już ją wyciągnęłam. :)

Masha pisze...

zszywacz mnie 'zabił' :)