MOSCOW CITY, RUSSIA

środa, 4 stycznia 2012

One fine day we' ll fly away

w 2012 rok wkroczyłam z, że się tak wyrażę, przytupem. jeszcze trochę i chyba nie zauważyłabym, że czas na zmianę daty.
sylwester? tak. jakoś nie byłam i nie jestem fanką. i pewnie nie będę. od przymusu zabawy robi mi się niedobrze i bolą mnie zęby. ledwie się człowiek pozbiera po Wigilii, a tu już zewsząd atakują cekiny, brokaty i kursy tańca towarzyskiego itd., itp. w tym stylu, oraz zbiorowe dywagacje na temat 'na prywatkę, na bal, czy też może w domu?'.
mój osobisty hit to 'jak SZYBKO schudnąć przed Sylwestrem'. taaak. bardzo w temacie, tak zaraz po Świętach. SPA? kosmetyczka? siłownia? a może sauna? kwintesencją esencji został w tym roku 'obowiązkowy masaż relaksacyjny z sesją jogi'. jak dla mnie bomba. rzucam gary, Wiewióra i męża i lecę się masować. następnie strzelam sobie tipsy full opcja (obowiązkowo z piórkiem!!!), makijaż i fryz a'la ś.p. Villas, wciskam się z pomocą Wszystkim Świętych do ultra modnej kiecki i kuśtykam na niebotycznych szpilkach na imprezę swojego życia. tam popijam szampana i razem z Krzysiem Ibiszem witam Nowy Rok.
coś pominęłam? że niby wiocha? ale jak tak, bez Krzysia?!!!??!!!!

2 komentarze:

Justine-abroad pisze...

Taaa.... przymus najgenialniejszej zabawy w roku, akurat w sylwestra zazwyczaj zabija wszystkie chęci. Moi znajomi, którzy często wyjeżdżają całą ekipą gdzieś za granicę, żeby uczcić Nowy Rok, świetnie bawią się 30.12 (po przyjeździe) a w Sylwestra to już zdychają na kacu :P

kasia.eire pisze...

dlatego ja przeważnie siedzę w domu, zabezpieczam pierdzącego ze strachu przed fajerwerkami psa, co by zawału nie dostał i popijając ulubiony truneczek, zależnie od roku nazwy ruchome, oglądam rosyjskie filmy o Nowym Roku.
Krzysia się boję oglądać, nie chcę być świadkiem, jak mu coś pęknie i mu się zroluje