MOSCOW CITY, RUSSIA

wtorek, 1 kwietnia 2008

this is me ..than




30.03
Przejście na czas letni obeszło się ze bólu – nie zapomniałam, jak w zeszłym roku... co mi właśnie przypomniało, że w zeszłym roku też nie byłam w domu na wiosnę. Tym razem przeżywam wiosnę made In Moscow. Jaka jest? Hmmm, chyba taka , jak to miasto – niby przyjazna – świeci słońce, ale zimna. Dziś rano były 2 +.

Ruszyłyśmy ostatnio na miasto – ostatnio, znaczy wczoraj. Po skacowanym i szumnym pożegnaniu Jacka na przepięknym dworcu Białoruskim, udałyśmy się do teatru. Biletów oczywiście nie było – trwa festiwal „Złota maska”. Ale dzielnica, w której się znajduje – coś pięknego. Może dlatego, że nie ma tam tych cholernych bloków? Może dlatego, że świeciło słońce? Nie umiem powiedzieć. W każdym razie- podobało mi się J. Nie ma to, jak na kacu zwiedzać miasto, kiedy twoim największym marzeniem jest łóżko i butelka wody. Ogólnie bardzo fajny dzień, spędzony poza moim ‘kochanym’ akademikiem.

Wieczorem dostałam sms’a od tzw. Mishy ‘w paski’ – jednego z kolegów, poznanych na koncercie, o którym Wam pisałam. Dziewczyny się ze mnie śmieją, bo zapytał mnie, czy dobrym prezentem na urodziny jego mamy są perfumy Chanelº 5.ehhhh J.

A dziś pojechałyśmy posiedzieć w parku, który został zbudowany z okazji Olimpiady – nie pamiętam, w którym roku. Ludzie – tego nie da się słowami opisać – toto jest wielkości –ja wiem? – 3x nasze błonia. Co ja gadam!! 5 razy. Jak nic. Mam nadzieję, że zdjęcia chociaż w jakimś marnym procencie Wam to oddadzą. Morze ludzi, głośna muzyka. I te budowle – socreal + ruski. Wszędzie wielkie rzeźby, kolumny, fontanny... a nad wejściem (większym od Bramy Brandenburskiej w Berlinie) – rzeźba Muchinej „Robotnik i kołchoźnica’ (czy jakoś tak ;P). Chyba zapomniałam dodać, że jechałyśmy tam godzinę metrem w jedną stronę. Mega, co? Nogi włażą do tyłka.

Minęły 3 tygodnie w Moskwie. A ja nadal nie wiem, co czuję. Czas niby się wlecze, a jednak.
Wczoraj, na Białoruskim, miałam nieprzepartą ochotę wsiąść w pociąg do Brześcia razem z Jackiem... czułam się, jak Tołstoj w ‘Syberyjskim cyruliku’ Michałkowa... polecam!!! Film znaczy się, bo na pewno nie moje odczucia.

Czy już pisałam, że ON znowu do mnie napisał? /nie mam stałego dostępu do netu – a nie pamiętam/. Wierzcie mi – nie fajnie dostać wiadomość : ‘to może na piwko niedługo skoczymy... hahaha’. To dopiero wyczucie. Nie muszę dodawać, że zabolało, prawda? STOP. Przecież ON już dla mnie nie istnieje – spaliłam oficjalnie jego ‘charakterystykę’, sporządzoną na piwie ze znajomymi Asi (tydzień temu jakoś). Gdyby można wymazać wspomnienia, jak numer z telefonu...

Jutro zaczynamy kurs biznesu. Chce mi się tak, że hoho :>.

Mam pytanie – czemu nie komentujecie postów? :P bo mam wrażenie, że nikt nie czyta moich wypocin :P. a tak serio, to nie zdajecie sobie sprawy z tego, jak bardzo człowiek czeka na chociaż kilka słów z domu, kiedy jest daleko (i to tak długo).

Może uda mi się wbić dziś na neta- Emila użycza nam kompa.



29.03.08

Bardzo nie chciałam znowu zaczynać posta od słów „Ale mam kaca!!!”, ale nie mogę ;). Tak mnie głowa boli, że nie mogę myśli pozbierać.. uffffffffff!! Można by rzec – „TAKA impreza była!!” AAAAAAAAAAAAAAAAA!!!
Zacznijmy od początku – to trochę potrwa ;) .. wielkim wysiłkiem woli zrobiłam sobie śniadanie (cholerne musli z bananem) i teraz powinno być dobrze z pisaniem.
Asia właśnie wróciła od chłopaków – poszła zapytać o której jedziemy z Jackiem na dworzec- a tu proszę – Jacek na noc nie wrócił J - no mówiłam, że TAKA impreza była.
Więc żegnaliśmy Jacka, który jedzie dziś do PL. Był w Moscow miesiąc na kursie i na praktykach praktyce ambasadzie. Szkoda, że wyjeżdża, bo fajny facet (ma namiary na mojego bloga- muszę ładnie go opisywać ;) ). Jego śmiech jest zaraźliwy i pewnie będzie nam go brakowało. Znaczy Jacka ;).
Musiałam zażyć tabletkę na ból głowy, bo masakra. Nie przypominam sobie, żebym dużo piła.. zaraz. Drinki ... czysta... piwo... o kur..cze! a jednak J aha – i fajki. Ale za to byłam grzeczna i uważałam na siebie ;) (tak tak Marzena – nie zrobiłam nic głupiego, tak więc albo się starzeję, albo zaczynam myśleć ;) ).
O czym ja to.. aha – zaczęliśmy w pokoju u chłopaków, a potem zeszliśmy do baru na parterze. To dopiero jest klimat. Obleśna miejscówka, ale ludzi zawsze kupa, siwo od dymu i jak to ujęła Kama: „śmierdzi sexem”. Ja bym tak ostro tego nie określała, ale ...coś w tym jest. Nie ma to jak akademikowi romanse ;). Ale fajnie było J
O, Jacek właśnie nam odniósł laptopa J zbieramy się na dworzec o 14’tej. Zapytam tam od razu o ceny biletów... żeby jechać.. Nie chcę chyba teraz o tym pisać.
Zaraz skoczę do Klaudii po zdjęcia z naszej biby... ciekawe, jak wyszły. Już 12’ta... nasze sąsiadki jedzą obiad, a ja się dławię moim musli. Niezły klimat.
Teraz wszyscy przychodzą i dzielimy się wrażeniami ze swojego ‘dnia następnego’... co za faza. Nie, ja nie idę dziś do teatru... na takim kacu to nie. NIGDY WIĘCEJ ALKOHOLU! (mam zawiązane sznurówki :P).

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Chwila moment?Jak to nikt nie czyta?A ja to co?Patrzę co drugi dzień co tam Mania nasza droga w Moskwie namodziła ;P Ps.Ładne zdjęcia,proszę o więcej(i foto tych karaluchów też chcę,co to się tam wożą po akademiku)

Anonimowy pisze...

noo, wreszcie moją osobę wspomniałaś w blogu;P i cenne wskazówki widzę, zawsze w cenie..tak trzymaj = nie ważne, czy się starzejesz, czy zaczynasz myśleć, byle efekty jakieś były...
o jak to nie czytamy bloga?? ostatkiem sił nawet, odklejając powieki..od poduszki;)!!
Marzena

evka pisze...

czytamy Twoje posty oczywiscie jak mozesz myslec ze jest inaczej:) Też bym chciala tak jak Ty być z daleka od problemów... pozdrawiam;-)