MOSCOW CITY, RUSSIA

czwartek, 10 kwietnia 2008

'another place, I know, bu I wanna go home'

09.04.08
U nas w Moskwie 21, czyli u Was 19’ta. Właśnie skończyłam ćwiczenia swoje, umyłam się i czas na podsumowanie dnia. Pięknego, słonecznego, z 20 stopniami na plusie. W weekend ma być 22 J.
Po śniadaniu – zgadnijcie jakim ;) – biblioteka. Wytrzymałam tym razem 3 godziny. A potem wsiadłam w metro i wysiadłam jeden przystanek przed naszym i poszłam na nogach J po drodze zahaczyłam o sklep wyprzedażowy z ciuchami Diora i takich tam... Wiecie co? Ja bym za taki kicz nie dała 5000 zł. za zwykły t-shirt. Ale folklor lokalny zobaczyć warto ;).

A w do.. nie, nigdy nie nazwę tego miejsca domem- w akademiku, ugotowałam sobie obiad. Dla odmiany makaron z parówką. Chciałam się wspiąć wyżej i np. to podsmażyć, ale w kuchni ..migdaliła się jakaś międzynarodowa parka.

O 20 skończyliśmy 3 h. Kursu biznesu i okazało się, że już 22 kwietnia mamy ..egzamin!!! w mordę jeża! To.. za tydzień z hakiem. Grrrrrrrrr - w taką pogodę się uczyć? Nieeeeeeeeeee L
Tak więc zaczynamy już dzisiaj – Asia śpi, a ja w ramach odpoczynku piszę dla Was post J
Nie mogę powiedzieć, że się tu wysypiam – poduszka jest tak niewygodna, że nie polecam wrogowi. ...
Wyjrzałam przez okno – nad Moskwą zapada noc. Ciepła, wiosenna noc. W radio leci No Doubt... Don’t speak.
Ej, właśnie, zapomniałabym – tutaj są przepyszne lody. Właśnie zjadłam ...500g waniliowo – czekoladowych J takich nie ma nawet na Starowiślnej – serio. A kupione u nas w bufecie. Moje gardło już się przypomina, ale co tam. Popiję zieloną herbatą i już. Mam ostatnio fazę na zieloną herbatę, przynajmniej zdrowo. Staram się walczyć z fazą na czekoladę ;) bo chciałabym się po powrocie zmieścić do s’ki. Powiem Wam w sekrecie, że nieźle mi idzie ;).



08.04.2008

J jak już pewnie zauważyli co aktywniejsi czytelnicy, wczoraj dodałam post z kilku dni. I już dostałam sms’y ,żebym się nie martwiła, korzystała z tej możliwości itd. Dziękuję za słowa wsparcia :* i mam nadzieję, że w końcu wezmę się w garść.

Dziś obudziłam się z bólem głowy – picie wina „Kaukaska grzesznica” to nie był najlepszy wybór ;). Ale wczoraj, kiedy oglądałyśmy film z Asią i Magdą z Gdańska, zagryzając serem żółtym, wydawał nam się świetny. Może przywiozę jedną flaszkę tego sikacza do PL – na okładce jest laska w złotej sukience. Kiedy się wypije zawartość, sukienka ..znika JJ mega wrażenia estetyczne – coś, jak te długopisy z rozbierającą się babą. Fajna rzecz.
Szczególnie po 3 godzinach kursu biznesu, po którym człowiek nie wie, jak się nazywa.

Poranki tutaj są ostatnio piękne i słoneczne – Anusiaczku, znowu mamy okna na północ! J Jak fatum, to fatum. W perspektywie mam jutro cały dzień siedzenia w bibliotece. Taki jest plan, ponieważ mój tutejszy promotor stwierdził wczoraj, że zostało mi naprawdę mało czasu na zebranie dobrego materiału. I chyba ma rację. O, właśnie, a w czwartek pójdę to sfotografować – ksero jest tu za 70 groszy za stronę. Czujecie? Oczywiście za zdjęcia też trzeba płacić, ale taniej wychodzi, bo płacisz za godziny lub minuty.

Dobra, czas napisać maile do Phila, bo się żali ;) i do Anusiaczka. A potem na zajęcia – grrr.

PÓŹNIEJ: w bibliotece wytrzymałam 3 godziny, przepisując do zeszytu artykuły ... no trzeci świat! A w międzyczasie zaczęło padać ..... i pojechałam na targ warzywny. Nie uwierzycie, ale ugotowałam sobie obiad!! No dobra – przyznam się bez bicia – ryż i sałatkę z ogórków, pomidorów i cebulki zielonej. Ale zawsze to już postęp. Stołówka mi się już znudziła, a poza tym wypada dość drogo jednak. Dam radę J a może nawet nieco się rozwinę – jakieś parówki, te sprawy J Ale największą frajdę miałam z samych zakupów – uwielbiam kupować warzywa i owoce na targu. Zapach owoców mnie powala na kolana. Brakuje mi sałatek mamy i ..hmmm, chyba rosołu.

Brak komentarzy: