MOSCOW CITY, RUSSIA

poniedziałek, 15 października 2012

We found love in a hopeless place

tyle się ostatnio działo, że zaczęło mi się nawet wydawać, że będę silna i nie będę płakać przy pożegnaniu. a jednak serca nie da się oszukać i nie udało mi się powstrzymać łez, kiedy mówiłyśmy sobie z D. 'do zobaczenia'.
moja najlepsza przyjaciółka ever wraca jutro do swojego Domu 1, do Ameryki. ja wiem, że powinnam się razem z nią cieszyć, ale póki co nie jestem w stanie. trudno mi sobie wyobrazić, że nie będę mogła podnieść słuchawki by do Niej zadzwonić, że już nie będziemy razem narzekać na Mordor, że nasze córki nie będą się razem bawić.
tak, wiem, że ocean da się pokonać, że to nie koniec świata. może ta odległość właśnie nas będzie łączyć. bo czasem chyba łatwiej się zebrać w Wielką Podróż, niż kupić bilet tramwajowy, czy wsiąść w taksówkę w tym samym mieście. obiecałam D., że będę dzielna, więc muszę być....

[idę sobie pobeczeć]

pozbieram się w bliżej nieokreślonym potem.

Brak komentarzy: