MOSCOW CITY, RUSSIA

czwartek, 11 października 2012

Nobody does it better

szumnie zapowiadane włączenie ogrzewania okazało się wielką i szczękającą zębami klapą. jeszcze jeden dzień w takim klimacie i moglibyśmy z powodzeniem zacząć hodować pingwiny, lemingi, czy innej maści reumatyzm.. brrrr! już na samo wspomnienie przechodzą mnie dreszcze.
taki przystanek Alaska to czysty survival. każde wypełznięcie spod ciepłego koca to był jakiś koszmar. przynajmniej dla mnie. Wiewiór wesoło sobie biegał, jeździł na walizko-jeździku i ogólnie zdawał się nie zauważać arktycznego klimatu w naszym M3. tylko pozazdrościć. a jako, że średnio widzę siebie pomykającą po mieszkaniu na rowerze, musiałam się zadowolić szybkimi przebieżkami z jednego pomieszczenia do drugiego.
sytuacji nie poprawiało graniczące już chyba z paranoją obmacywanie bulgoczących i plumkających kaloryferów. normalnie rozczarowanie za rozczarowaniem. a miało być tak pięknie. nigdy więcej stylu 'bezdomny'. a jednak. nawet w domu człowiek nie ucieknie od tych przeklętych warstw, no!

Brak komentarzy: