MOSCOW CITY, RUSSIA

wtorek, 5 czerwca 2012

When I'm sixty-four

dobijam sześćdziesiątki. dobrze, że nie rocznikowo, chociaż wcale nie uważam, że w tych okolicach kończy się życie.
otóż po raz pierwszy w karierze moja waga oscyluje w okolicach 60 kg. właściwie, to nie powinnam się tak cieszyć, bo ową 'zasługę' muszę zapisać na konto antybiotyków i kolejnego zapalenia krtani, ale nie bądźmy małostkowi. jestem w końcu kobietą: spadek wagi cieszy. w sezonie plażowym tym bardziej. nie to, żebym się wybierała nad morze, ale teraz to nawet na balkonie będę mieć pełen komfort psychiczny. szaleństwo!!!
za oknem znów snuje się koszmarny, biały puch. zima dwa razy do roku? takie rzeczy tylko w Rashy. końca nie widać, ale co mi tam - za 3 tygodnie jedziemy do Domu 1!!!

huuuuuuuuuuuuuuuurrrrrrrrrrrrrrrrraaaaaaaaaaaa!!!

2 komentarze:

kasia.eire pisze...

czy chcesz powiedzieć, że macie śnieg za oknem? To już przegięcie normalnie. U nas wprawdzie też zimnawo, ale jednak bardziej nam do lata niż do zimy.

valerie pisze...

A ja próbuję dobić do pięćdziesiątki, ale w drugą stronę - staram się przytyć :)