MOSCOW CITY, RUSSIA

środa, 14 września 2011

We were always just that close

miało być wcześniej, wyszło jak zawsze. codzienność zapełniła mój program na tyle ściśle, że prawie zapomniałam o blogowaniu. mycie, a raczej oddrapywanie, kupowanie, koordynowanie, itp., itd. a końca i tak nie widać.
tak więc w telegraficznym skrócie: podróż koszmarna - jak by nie było, 11 września to nie najlepsza data na latanie (z techniczną usterką samolotu włącznie). aklimatyzacja trwa nadal i jeśli dodać do tego ząb nr 16 w drodze, to szału ni ma. omal nie zapomniałam o mojej ukochanej pogodzie: w Moskwie powitała nas jesień pełną gębą. nie ma to jak wyjść z lotniska w sandałach na 10 stopni plus deszcz. uffffffff. chyba jednak niczego nie pominęłam.
a teraz czas do wyrka. u nas, na wschodzie już prawie 22,30 i CSKA będzie grało z Lille. cokolwiek by to nie znaczyło.

Brak komentarzy: