w zasadzie nie przywiązuję wagi do dat. jaka różnica? nie wierzę w piątki trzynastego, ani w szczęśliwe siódemki. data jak data, dzień jak dzień. nie kręcą mnie też czarne koty, plucie przez lewe ramię, czerwone tasiemki (od uroku) oraz inne gusła i zabobony. rozbite lustro? pech owszem, ale taki, że trzeba kupić nowe. rozsypana sól? trzeba posprzątać.
o istnieniu kilku z tych przesądów nawet bym nie śniła, gdyby nie książeczka do nabożeństwa mojej prababci. w rozdziale poświęconym spowiedzi jest jednak wyszczególniony cały ich zestaw, okraszony listą dokładnych pytań 'czy', 'jak' i 'kiedy' penitent dał się ponieść ludowym wierzeniom. mocne. szczególnie, że pisane językiem i składnią z początku wieku.
tyle z teorii.
a 29 luty? dzień gratis, premia od kosmosu raz na cztery lata.
MOSCOW CITY, RUSSIA
środa, 29 lutego 2012
wtorek, 28 lutego 2012
czwartek, 23 lutego 2012
Each one is unique, no two are the same
zawsze podejrzewałam, że kobiety noszą w swoich torbach wszystkiego dużo za dużo. zapewne jednak to całe tatałajstwo jest nam niezbędne do (prze)życia, bo dziś omal nie zabiła mnie moja własna - wypchana po brzegi - sporych rozmiarów torebka.
co Maria nosi - hahaha - taszczy - codziennie na swym grzbiecie? oprócz standardowych kluczy, portfela i chusteczek do nosa w mojej torebce są:
- ekologiczna torba na zakupy;
- parasol;
- 'mokre' chusteczki;
- zapasowy pampers + krem do pupska;
- dwie pary rękawiczek Wiewióra (w razie, gdyby przemoczył łapki);
- moje zapasowe rękawiczki (patrz: jak wyżej);
- ciepłe podkolanówki wiewiórcze (na eeee... przemoczone/zmarznięte nogi);
- Świnka (nie, nie choroba - ukochana pluszowa zabawka Aleksandry) lub inny źwirz;
do tego bajzlu dochodzą dodatki 'sezonowe', typu: dodatkowy sweterek, czapeczka grubsza/cieńsza, kreda, kubek/butelka z wodą, krem przeciwsłoneczny/przeciwwiatrowy itd. a raz nawet miałam ze sobą nocnik (składany, ale jednak).
jak teraz tak siedzę i patrzę na tą litanię, to mam jedną konkluzję: to już nie torba, to walizka.
co Maria nosi - hahaha - taszczy - codziennie na swym grzbiecie? oprócz standardowych kluczy, portfela i chusteczek do nosa w mojej torebce są:
- ekologiczna torba na zakupy;
- parasol;
- 'mokre' chusteczki;
- zapasowy pampers + krem do pupska;
- dwie pary rękawiczek Wiewióra (w razie, gdyby przemoczył łapki);
- moje zapasowe rękawiczki (patrz: jak wyżej);
- ciepłe podkolanówki wiewiórcze (na eeee... przemoczone/zmarznięte nogi);
- Świnka (nie, nie choroba - ukochana pluszowa zabawka Aleksandry) lub inny źwirz;
do tego bajzlu dochodzą dodatki 'sezonowe', typu: dodatkowy sweterek, czapeczka grubsza/cieńsza, kreda, kubek/butelka z wodą, krem przeciwsłoneczny/przeciwwiatrowy itd. a raz nawet miałam ze sobą nocnik (składany, ale jednak).
jak teraz tak siedzę i patrzę na tą litanię, to mam jedną konkluzję: to już nie torba, to walizka.
wtorek, 21 lutego 2012
With tangerine trees and marmalade skies
ja chyba nie lubię niemowląt. chyba na pewno. a raczej na 100%. z każdym dniem coraz bardziej się cieszę z towarzystwa Wiewióra i jego postępów.
jedyne, z czym ostatnio są zgrzyty, to obecna gadatliwość Wrednego. aaaaaaaaa!!!! od rana do nocy - kiedy aktualnie nie śpi, bo nawet pełne usta jej nie przeszkadzają - cały czas nadaje. rano budzi mnie donośne 'mama', które towarzyszy mi nieustannie aż do wieczora. w ciągu dnia mam czasem wrażenie, że od nadmiaru dźwięków pęknie mi głowa. a że mój model nie powtarza, a sam dojrzewa do mówienia, efekty prób są różne. spryciara radzi sobie jak może, a jak nie może, pokazuje palcem na buzię, co ma oznaczać: 'nie mogę mówić, bo idą mi zęby'. na ten moment w języku wiewiórczym dominuje leksyka polska. ale kiedy polski wariant jest za trudny, Aleksandra przestawia się na mówienie po rosyjsku. zasada jest jedna: gdzie krócej, tam lepiej. ogólnie mówiąc cud, mód i orzeszki. no boki zrywać.
jedyne, z czym ostatnio są zgrzyty, to obecna gadatliwość Wrednego. aaaaaaaaa!!!! od rana do nocy - kiedy aktualnie nie śpi, bo nawet pełne usta jej nie przeszkadzają - cały czas nadaje. rano budzi mnie donośne 'mama', które towarzyszy mi nieustannie aż do wieczora. w ciągu dnia mam czasem wrażenie, że od nadmiaru dźwięków pęknie mi głowa. a że mój model nie powtarza, a sam dojrzewa do mówienia, efekty prób są różne. spryciara radzi sobie jak może, a jak nie może, pokazuje palcem na buzię, co ma oznaczać: 'nie mogę mówić, bo idą mi zęby'. na ten moment w języku wiewiórczym dominuje leksyka polska. ale kiedy polski wariant jest za trudny, Aleksandra przestawia się na mówienie po rosyjsku. zasada jest jedna: gdzie krócej, tam lepiej. ogólnie mówiąc cud, mód i orzeszki. no boki zrywać.
sobota, 18 lutego 2012
What doesn't kill you makes a fighter
dziś po raz pierwszy po chorobie wypełzłam na 'suchy przestwór oceanu', czy jak kto woli, wyszłam na spacer. nie, żebym jakoś się do tego paliła, czy cóś, ale mus to mus. ząbkujący piątkami Wiewiór przebierał od rana nogami pod drzwiami i zaczynałam się już bać, że wydepcze dziurę w podłodze.
tak więc zapakowałam do torebki chleb dla kaczek, Wrednego pod pachę, własny tyłek w garść i ... chlap!!
kiedy dopadł mnie wirus, za oknem było jakieś minus 5 i było sucho. dziś po tym przyjemnym obrazku nie zostało nawet wspomnienia: wszędzie wody i błota po kostki. gdzie suchy ląd ja się pytam?!!?!! czy ja coś ważnego przegapiłam? jakiś potop, albo inną plagę egipską?
czyżby wiosna na horyzoncie? bo jeśli tak, to jestem na TAK :)
tak więc zapakowałam do torebki chleb dla kaczek, Wrednego pod pachę, własny tyłek w garść i ... chlap!!
kiedy dopadł mnie wirus, za oknem było jakieś minus 5 i było sucho. dziś po tym przyjemnym obrazku nie zostało nawet wspomnienia: wszędzie wody i błota po kostki. gdzie suchy ląd ja się pytam?!!?!! czy ja coś ważnego przegapiłam? jakiś potop, albo inną plagę egipską?
czyżby wiosna na horyzoncie? bo jeśli tak, to jestem na TAK :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)