MOSCOW CITY, RUSSIA

poniedziałek, 26 listopada 2012

Just the way you are

Misha znów w Kazachstanie, a my z Wiewiórem zamarzamy w Mordorze. ok, w Astanie jest zimniej (minus 19), ale ponieważ nigdy tam nie byłam, to uważam, że my mamy gorzej.
zima nas jednak zaskoczyła. czaiła się jakieś 2-3 tygodnie i prawie uwierzyłam, że mrozy nie nadejdą. figa z makiem. termometr jest bezduszny. minus 10. choć w tym roku trochę trudno uwierzyć w zimę, bo nie ma śniegu.
poprawka. właśnie zaczął leniwie sypać. hmmm... nic nowego - instynktownie czuję, że moim powołaniem powinien być sen zimowy. długi i krzepiący. nawet bym nikomu nie przeszkadzała w swoim kątku. ehh!! żeby tylko mnie nikt nie przeszkadzał!!! pobożne życzenia.
od tygodnia Wredny 'pocuje' nieco bardziej umiarkowanie, ale za to domaga się, żebym mu śpiewała. cóż - Tatuś muzycznie utalentowany, jego geny. mnie słoń nadepnął na ucho i staram się publicznie nie popisywać swoim brakiem wokalu. a tu cały czas 'Mama poy!!!' (rus. Mamo, śpiewaj!). jak to dobrze, że dzieci kochają nas bezwarunkowo!!!
sąsiadów mi nie żal - oni wiercili, to ja śpiewam.

Brak komentarzy: