MOSCOW CITY, RUSSIA

piątek, 22 listopada 2013

It was short. It was sweet. We tried.

chyba jestem prorokiem. nie tylko nazwałam Moskwę Mordorem, zanim ukazał się taki demotywator, ale też przeczułam, że Wiewiór znów nie pochodzi zbyt długo do przedszkola. minął tydzień i voila! tym razem, żeby jednak nie było nudno i przewidywalnie, mamy ból gardła i kwarantannę do wtorku. a w niedzielę Misha leci na kilka dni do Londynu. no cud, miód i orzeszki.
w krótkich przerywnikach między kolejnymi 'Mamooooooooooooo!!!', staram się czytać i do końca nie zidiocieć w tym moim kieracie. nie samym Pudelkiem żyje człowiek, a jako, że stara miłość nie rdzewieje, wróciłam do Wiedźmina. tłumaczenie jest wg mnie takie sobie, ale i tak dobrze, że jest. lubię klimaty fanatsy, a i dobry patriotyzm nie jest zły. eh, były czasy, kiedy po nocach nie spałam, żeby doczytać coś do końca. teraz to brzmi jak niesmaczny żart - każdy normalny rodzic wie, ile jest warta każda dodatkowa minuta snu. tak się właśnie zmieniają priorytety w życiu człowieka.
ale nie tracę nadziei - oby do osiemnastki, potem podobno jest już z górki.
podobno.


Brak komentarzy: