MOSCOW CITY, RUSSIA

piątek, 1 maja 2015

Now I'm FourFiveSeconds from wildin'

pędzę w kieracie domowych masthevów, żeby zdążyć wszystko (ha ha ha) zrobić, kiedy Suslik śpi. potykam się o klocki, ubrania, rondle i wbijam w stopę temperówkę porzuconą pod komodą. echo mogłoby powtarzać 'mać mać mać'. 
tak. była tu. 
Suseł jest jak tornado. rozrzuca, wybebesza, wysypuje, otwiera. chwyta w łapkę i szybko ucieka, żeby wsadzić do paszczy. 
jej marzeniem jest wydostanie się na balkon - tam jej jeszcze nie widzieli - a nóż jakieś skarby tam leżą nieodkryte? zawsze usłyszy dźwięk otwierania klamką i pędzi z kąta, w którym aktualnie chuligani, przez całe mieszkanie, jak Usein Bolt bijący rekord świata. na koniec rzuca się szczupakiem i efektownie ląduje na brzuchu tuż za progiem. prawie się udało!!! 
chwila błogiej ciszy zawsze oznacza coś złego. a to dorwie się do pisaków i ssie końcówkę, wyglądając jak Joker z Batmana. a to wyrzuca zawartość szuflad z ciuchami i naciąga majtki na głowę.  ostatnio spuściła pilotem oparcie łóżka, na którym siedziała moja Babcia (takie szpitalne, specjalistyczne). jak? nie wiem. nikt jej przecież nie pokazywał, ale pewnie fajnie się wciskało. mina Babci - bezcenna. siedziała, a tu nagle - bach! - leży. 
jak ten czas leci. dostaliśmy wezwanie do szkoły dla Wiewióra. 
nie, nie pójdzie. nawet moja bujna wyobraźnia nie jest w stanie ogarnąć tego obrazka: Aleksandra w ławce. nie. teraz jest dzieciństwo, system jeszcze ją obejmie. jak to dobrze, że w Mordorze idzie się do szkoły w wieku 7 lat. 
my tu gadu gadu, a Wiewiórowi pierwszy mleczny ząb właśnie wypadł. 
no. to teraz mi ząbkują.
obie. 

Brak komentarzy: