MOSCOW CITY, RUSSIA

piątek, 6 lipca 2012

Every day I need another dose

nastały trudne czasy dla gryzoni z rodziny Wiewiórów. upał to zdecydowanie nie jest to, co Wredny lubi najbardziej.
z tej okazji pobudkę mamy koło 6.30, kiedy moje jestestwo domaga się przewrócenia się na drugi bok, a nie zajmowania rozdrażnionym prawie 3'latkiem. plusem całej sytuacji jest to, że koło 8 jesteśmy w miarę zwarte i gotowe do podboju piaskownicy. entuzjazm rozpiera co prawda tylko połowę naszej 2-osobowej ekipy, ale co tam niuanse.
mimo tak wczesnej pory po 20 minutach mam ochotę desantować się z powrotem do domu i wskoczyć prosto spod prysznica do lodówki. nie pozostaje mi jednak nic innego, jak szwendać się za wszystkochcącym Wiewiórem. po 2 godzinach w piekarniku wracamy szczęśliwie w tereny zacienione, nieodmiennie przy akompaniamencie wrzasków zmęczonego i lekko przypieczonego Wiewióra. i koło 13'tek Hitler kaput.
2 godziny błogiej ciszy... nie samym nocnikiem żyje człowiek.
i pomyśleć, że to jeszcze nie koniec tej kanikuły. Afryka dzika.

Brak komentarzy: